A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #

SIWERS lyrics : "Może Kiedyś ft HZD, Satyr, Miki, Krzysztof Krasa"


[Hudy HZD]
Może kiedyś, może, Ty tylko wiesz to, Boże

Czy odnajdę w sobie lek na tego miejsca chorobę
Może ludzie będą w zgodzie, nie będą jak hieny
Choć to pewne, bez ściemy, że modyfikują geny

Ten świat to już nie Ziemia, ten świat to chemia
Lecz może kiedyś to odzyska swą naturę jednak
To daleka ścieżka, nie wkręcam, zostawiam

Zła dawka, od dziecka to systemu standard
Biegnę za snem na jawie, robiąc rap w Warszawie
To nie sen o dymaniu szmat, doprawiając dragiem

Historie znam, tak znam, tak są za mną dosyć
Ten sen to o tym, jak jestem wolny nie bosy
Może kiedyś posadzę drzewo, zbiorę czysty owoc

Będę wciąż sobą, może z tobą odnajdę gdzieś tam nieskażone źródło szczęścia
HZD, z charakterem dziecka getta


[Ref.: Siwers]
Wiem to trudne, bo rzeczywistość studzi
Obrócę mur, wiesz, przeciwności w gruzy

Świadom tego, że nie ma bez kolców róży,
Ale coś musi wyjść w końcu jak słońce po burzy
Wciąż czekają mych człowieczych marzeń sterty

Wciąż w podróży na serpentynach krętych
Nie chcę burzyć, chcę budować
Nie chcę już dłużej trzymać swych marzeń w okowach


[Satyr]
Może kiedyś przyjdzie taki dzień znikąd

Pójdą w dal wszystkie błędy, usiądziemy gdzieś ze świtą
Przy butelce złotego trunku, ciepłym kominku
Tylko dobrych wspomnień multum, wypijemy se po drinku

Czas dla nas zatrzyma się, a w nas popłynie lepsza krew
Przy blasku księżyca znowu połączy mnie seks z nią
Wtedy wybaczę wrogom każdą niesnaskę srogą

Znowu staniemy obok, złączeni na nowo
Moja noga nie postanie już na żadnym gównie
Na legalu se przypalę to, co uwalnia od wkurwień

Powiem matce, że ją kocham, choć to dla mnie trudne
Nigdy więcej nie powierzę serca żadnej kurwie
Nie wiem czy to jest realne, ziom, lecz po dziś dzień

Wciąż realizuję plany żyjąc swoim życiem
Wierzę mocno, że przyjdzie ten dzień,
Gdy złe momenty wezmą w łeb

I już nigdy nie powiem: ?może kiedyś?

[Ref.: Siwers]

Wiem to trudne, bo rzeczywistość studzi
Obrócę mur, wiesz, przeciwności w gruzy
Świadom tego, że nie ma bez kolców róży,

Ale coś musi wyjść w końcu jak słońce po burzy
Wciąż czekają mych człowieczych marzeń sterty
Wciąż w podróży na serpentynach krętych

Nie chcę burzyć, chcę budować
Nie chcę już dłużej trzymać swych marzeń w okowach


[Miki]
Na razie należę do tych płynących co weekend ostro
Może kiedyś będę miał własną rodzinę, dom, sos

Obecnie to brzmi obco,
Bo wybrałem własną ścieżkę, gdy inni poszli prosto
Liczę się z możliwością, że podejście w tej kwestii zmienię kiedyś, żeby nie mieć potem do siebie pretensji

Greatest MC? Na dziś one of the best
W czasach kiedy szczere chęci wsadzić możesz se gdzieś
Wchodzę bez spięć i zaliczam progres częsty

Licząc, że kiedyś hip-hop znów wróci do esencji
To jest pewnik, mógłbyś kiedyś też w to wątpić
Do momentu kiedy w Empik uderzy Śmiercionośnik

Weź podgłośnij, to jak Warszafski Deszcz
Pierdol plotki, półśrodki, ziom, namiastki precz
Ja gram dziś mecz, biorę los we własne dłonie

Żeby może kiedyś, gdzieś też znaleźć się w Panteonie

[Ref.: Siwers]

Wiem to trudne, bo rzeczywistość studzi
Obrócę mur, wiesz, przeciwności w gruzy
Świadom tego, że nie ma bez kolców róży,
Ale coś musi wyjść w końcu jak słońce po burzy
Wciąż czekają mych człowieczych marzeń sterty

Wciąż w podróży na serpentynach krętych
Nie chcę burzyć, chcę budować
Nie chcę już dłużej trzymać swych marzeń w okowach

[Siwers]

Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że w końcu odpocznę
Na chwilę gdzieś odejdą w cień zarobki roczne
Wyjdzie słońce, leń zacznie cieszyć się chwilą
A nie euro, dolce, jeny, jak zarobić pierwszy milion
Piję z nią wino nad brzegiem dzikiej plaży

Znajdę azyl z dala od miejskiej zarazy
Może zniosą głupie zakazy, w końcu państwo zajarzy,
Żeby bracia mogli sobie legalnie smażyć
Zniknie nienawiść i wszystkie emocje złe
Może kiedyś umrze w nas ten pierdolony gniew

Przestanie płynąć krew po bruku, ale nie w żyłach naszych
A ludzki upór nie zrobi z ludzi maszyn
Z TV, prasy zniknie fekalny przekaz
A zagubione masy w końcu krzykną: ?eureka!?
W drodze po sos nikt rąk nie ubrudzi
To piękny sen, ale kurwa, znów muszę się obudzić

Submit Corrections