A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #

DEMONOLOGIA II lyrics : "SŁOŃ/MIKSER ANIA"

Szósty miesiąc szóstego dnia jakoś chwile po szóstej
Zobaczył ją jak stała w brudnej rozciągniętej bluzce
Uśmiech miał jak rekin puste oczy lalki

Zrobił jeszcze runde wokół po czym podjechał na parking
Znał wszystkie zakamarki w obrębie głownych przecznic
Miał nie codzienne hobby lubił zabawy z dziećmi

Miasto to śmietnik ludzie topią się w śmieciach
Nikt nie zwróci uwagi że zniknął bezdomny dzieciak
Cześć! powiedział do niej swym oślizgłym głosem

Nie mogła mieć więcej niż jedenaście wiosen
Co się dzieje dziecko ukucnął i zagadał
Gdzie jest mama i tata czemu stoisz tutaj sama?

Deszcz pada coraz bardziej mieszkam nie opodal
Nie możesz tutaj zostać przecież jesteś bardzo młoda
Schowaj się w moim aucie jesteś blada jak trup

Możesz przecież dostać nawet zapalenia płuc
znów mu się udało kolejna z wielu ofiar
Pedofil sadysta przed niczym się nie cofał

Umiał dobierać słowa stworzyć iluzje opieki
Taki psycholog-amator ze słabością do dzieci
Wygodnie ci się siedzi? chodź pojedziemy do mnie

Odwioze cie spowrotem przysięgam że nie zapomne
Dzieci są bezbronne ciągle z tego korzystał
Zwabił dziewczynke do auta i ruszyli na pizgach

Ciekła mu ślina z pyska lekko ją pogłaskał
Nie bój się maleńka mieszkam kawałek od miasta
Już prawie zaczął mlaskać mało brakowało

Kiedy zmieniając biegi otarł się o jej kolano
Stanął pod domem chate miał nie małą
Nikt tu nie usłyszy krzyku sąsiedzi nie przeszkadzają

Chodź zrobie ci kakao mówił z fałszywym uśmieszkiem
A w jego zepsutym sercu wrzało wszystko co grzeszne
Dość tych podchodów wchodzi głowne danie

Podszedł do niej od tyłu i mocno chwycił za ramię
Ale chwila co jest grane wygięła jego palec
On runął na ziemie całym swoim ciężarem

Przejebane kość przebiła skóre
Nie mógł uwierzyć w złamanie patrzył na ręke jak dureń
Jak się z tym czujesz? Zapytała go

Jakby przez jej struny głosowe przemawiały wszystkie diabły
Nagły przypływ bólu szybko w panike się zmienił
Ślizgając się po posadzce próbował wstać z ziemi

Nie myśl że uciekniesz zabawy mamy świetną
Oczy małej dziewczynki płonęły niczym piekło
To nie jest zwykłe dziecko! znów chciał się podnieść

Z wrażenia na jej widok opróżnił pęcherz w spodnie
Zaczął skomleć i się modlić Mario przenajświętsza Pani
Ona szybko mu przerwała boga nie ma tutaj z nami

Zanim zdechniesz kundlu i wysse z ciebię duszę
Dołoże wszelkich starań żebyś cierpiał jak najdłużej
Jestem duchem twoich ofiar jestem piekelną karmą

Jestem twym najgorszym wrogiem możesz mówić na mnie Arion
Zdarł sobie gardło krzyczał kilkanaście godzin
Kiedy łamała mu nogi patrzał w jej czerwone oczy

Nawet próbował się bronić wyciągnął z kurtki kastet
Ona śmiejąc się do łez zgniotła mu pięść na miazge
Ty błaźnie żałosny bawi mnie twój opór

Jej małe pięści rozstrzaskały mu twarz jak obuch
Opluł się krwią ciągle wołając pomocy
A ciało dziewczynki weszło w stan dziwnej metamorfozy

Oczy płonęły nadal lecz światło nagle zgasło
I tylko księżyc słabo oświetlał pokój spod zasłon
Coś padło na podłoge coś przewracało krzesła

Coś wiło się na ziemi i nie potrafiło przestać
Nagle cisza może odeszła i już jej nie ma
Słyszał tylko swój oddech i przedwojenny zegar

Zaczął grzebać w kieszeniach zdrową ręką panicznie
Aż znalazł i odpalił ozdabianą zapalniczke
To niemożliwe rzucił widząc oświetloną strzyge

Niezgrabny twór coś na wzór beksiński plus giger
Patrzyła na niego chciwie wywijając ogonem
A pedofil czuł że powoli zbliża się koniec

Położyła na nim dłonie białe pokrzywione palce
Obwąchała go całego siadając na jego klatce
Odpuścił sobie walke kiedy otworzyła paszczę

I posapując zatopiła zęby w jego czaszce
Nieznacznie jęknął szczęka mu opadła
Miał wzrok jak krowa próbująca wyjść z bagna
Krwawa masakra to było okropne
Policja zamiast worka na zwłoki przyniosła zmiotke

W tej dobranocce morał jest prosty
Moje drogie dzieci nigdy nie ufajcie obcym
Dziewczynki i chłopcy pogaście już światła

Submit Corrections